Spektakl komediowy "Single po japońsku" w Krakowie

W poniedziałkowy wieczór Opera Krakowska zapełniła się koneserami sztuki teatralnej, którzy przybyli zobaczyć wyśmienite przedstawienie prosto z Warszawy - SINGLE PO JAPOŃSKU w reżyserii Olafa Lubaszenki.

Organizatorem spektaklu była Formacja Rozwoju Delfini.

Sztuka autorstwa Marcina Szczygielskiego to nic innego jak farsa z codziennego bytu większości polskich pracoholików, którzy swoje jestestwo w wielkich korporacjach zamieniają w wyścig szczurów, i którym coraz trudniej kierować się zasadami fair play. Zastanawiające jest to, czy zawsze tacy byli, czy zmusza ich do tego sytuacja w jakiej się znaleźli. Bohaterowie przy wciąż zmieniających się właścicielach firmy, w której pracują, tak naprawdę nie mają szans na rozwinięcie skrzydeł, pokazania swoich własnych pomysłów, które pozwoliłyby na osiągnięcie sukcesu. Cały czas zmuszeni są dostosowywać się do nowych wymagań, nowych sytuacji i nowych szefów. Single po japońsku to obraz życia wielu młodych ludzi w Polsce, dla których nie ma miejsca na miłość czy przyjaźń, ludzi zatracających się w pędzie do sukcesu, wychowujących dzieci za pośrednictwem niań i spłacających niebotyczne kredyty - słynnych Frankowiczów. W sztuce zobaczycie znakomitą grę aktorską Ani Muchy (używam zdrobnień, gdyż bardziej pasują przy opisie tego przedstawienia, wprawiającego odbiorcę w pozytywny nastrój), a która z cudowną nutką humoru zaprezentowała rolę szefowej firmy oraz matki borykającej się z problemami życia rodzinnego, należącą do klanu Frankowiczów, którzy jak wiemy walczą o przetrwanie - miało być tak cudownie, a skończyło się tak marnie. Wojtek Medyński, który w znakomity sposób pokazał oblicze niejednego Polaka – twardego mężczyzny, a zarazem pantoflarza, kipiącego mnóstwem kompleksów.  Pozostałych bohaterów i ich odtwórców Katarzynę Maciąg i Lesława Żurka pozostawiam do Waszej własnej oceny. Może to akurat w Nich zobaczysz siebie.

SINGLE PO JAPOŃSKU to sztuka dla każdej kobiety i każdego mężczyzny. Dopełniona pięknymi kostiumami projektu Tomasza Jacykowa, scenografią charakteryzującą się prostotą jak przystało na japońskie realia i muzyką z dużą trafnością wpasowaną w poszczególne sytuacje odgrywane na scenie.

Sztuka o losach czterech bohaterów naszej epoki, którzy w humorystyczny sposób pokazali walkę o byt i przetrwanie, wpisaną w zwariowaną codzienność człowieka pracującego w korporacji.

Sztuka autorstwa Marcina Szczygielskiego pozwoliła na prawie dwugodzinny relaks dla tych, którzy smakują w teatralnych przyjemnościach takich jak ta. Po salwach jakie przebiegały przez widownię było wiadomo, że nikt się nie nudził i nie mógł lepiej spędzić tego wieczoru. I z pewnością niejeden z widzów udał się z do pracy następnego dnia w bardziej optymistycznym nastroju niż zazwyczaj – tak było ze mną.

Każdemu pracoholikowi i nie tylko szczerze polecam tę sztukę, śmiech przecież leczy i działa odprężająco! Ci co non stop siedzą za biurkiem wiedzą o czym mówię  – kolejne przedstawienie w Krakowie w listopadzie tego roku.

CZERWONY DYWAN 19.04.2016

W Londynie odbyła się premiera spektaklu „Single po japońsku” z Anną Muchą, Kasią Maciąg, Lesławem Żurkiem i Wojtkiem Medyńskim w rolach głównych.

"Single po japońsku", czyli polskie korpo na londyńskiej scenie

Salwy śmiechu i owacje na stojąco - tak w Londynie przyjęto polski spektakl "Single po japońsku". Na deskach londyńskiego Mermaid Theatre gościł w sobotę Teatr My z komedią w reżyserii Olafa Lubaszenko. W pracowników warszawskiej korporacji wcielili się Anna Mucha, Katarzyna Maciąg, Wojciech Medyński i Lesław Żurek.

Po scenie teatru The Mermaid "z gracją" poruszali się zapaśnicy sumo, samuraje i Anna Mucha w gustownym kimono. To wcale nie Daleki Wschód, a warszawska korporacja, z której okien widać Pałac Kultury. W "Singlach po japoński" umęczeni wcześniej przez hinduskiego właściciela korporaci stanęli przed kolejnym, jeszcze trudniejszym wyzwaniem. Nie tylko praca na okrągło i kredyt we frankach spędzały sen z powiek Magdzie, Nirkowi, Joannie i Sebastianowi. W najnowszej sztuce Marcina Szczygielskiego pracownicy polskiego wydawnictwa zakosztowali japońskiego etosu pracy.

Teatr My powstał cztery lata temu z inicjatywy dwójki producentów teatralnych: Marioli Berg i Zdzisława Marcinkowskiego. W 2004 roku Berg pracowała w korporacji, gdzie powierzono jej przekształcenie kina Bajka w teatr. - Tam zaczęła się cała historia. W 2004 roku powstał Kino-Teatr Bajka i tam produkowałam spektakle. Zaczęliśmy monogramem "Belfer" z Wojciechem Pszoniakiem. Produkowałam też spektakl "Kocham O’Keeffe" z nieżyjącym już Krzysztofem Kolbergerem i Małgorzatą Zajączkowską. To było również jego ostatnie dzieło reżyserskie. Wiadomo było, że jego dni są policzone, ale ja postanowiłam, że bez względu na wszystko jednak to wyprodukuję. Jemu dało to jeszcze parę dni, parę miesięcy - on tym żył i był bardzo szczęśliwy, że może tworzyć. To było coś niesamowitego. Sprowadzałam naprawdę wielkich - Danutę Stenkę, Jerzego Stuhra, Gabrielę Kownacką, Jana Peszka, ale robiliśmy też lżejsze sztuki - wspomina Berg. Następnie w Kino-Teatrze Bajka zamieszkał Teatr Kwadrat, a Mariola Berg zaczęła pracować nad nowym przedsięwzięciem.

Pierwszą sztuką wyprodukowaną przez Teatr My były "Single i remiksy", napisane na zamówienie przez Marcina Szczygielskiego. - Zamawiamy sztuki, bo to pozwala na pracę nad tekstem jeszcze podczas prób. Nasze sztuki poruszają tematy bieżące - to co nas śmieszy, ale i boli. W "Singlach i remiksach" zwracaliśmy uwagę na to, jak korporacja może wycisnąć ostatnie soki z człowieka. Kobiety boją się przyznać, że są w ciąży, a wszyscy boją się przyznać, że są w związku. Singiel jest bardziej ceniony, bo jest dyspozycyjny, może pracować na okrągło - mówi Berg. Producentka zna korporacyjną rzeczywistość, bo sama spędziła tam parę lat. - Wytrzymałam 7 lat, ale to były bardzo ciężkie i trudne lata - przyznaje, choć zauważa, że nie można malować korporacji jedynie w ciemnych barwach: - Ona jest potrzebna na pewnym etapie do rozwoju, daje ogromne możliwości, ale z drugiej strony jest bezwzględna. Człowiek musi być jej totalnie oddany. Tematyka naszych sztuk jest więc zaczerpnięta z życia. Widzimy, z czym Polacy, a szczególnie młodzi ludzie borykają się na co dzień, jakie przeżywają problemy. To nam pokazuje, jakie treści adresować do widzów.

Wyścig szczurów istnieje, a ktoś, kto ma duszę anioła musi mieć twarde cztery litery, żeby sobie z tym poradzić. Jeśli ktoś nie ma odpowiedniego charakteru, to długo nie wytrzyma. Korporacje w Polsce to już nie jest novum, one z jednej strony ludzi fascynują, a z drugiej przytłaczają.

Akcja "Singli i remiksów" osadzona była w warszawskim wydawnictwie, którym żelazną ręką zarządzała Magda. Pani prezes faworyzowała samotnych, bo jak mówiła "singiel to przecież najlepszy utwór na płycie". Pojawił się jednak nowy właściciel z Indii, który podyktował dramatycznie odmienną politykę - za jego panowania korporacja stała się prorodzinna. Magda musiała nie tylko odziać się w sari, ale i na gwałt znaleźć partnera. "Single i remiksy" odniosły duży sukces - zagrano 300 spektakli w półtora roku w salach nie mniejszych niż 350-400 miejsc. Zarówno widzowie, jak i aktorzy: Anna Mucha, Katarzyna Maciąg, Wojciech Medyński i Lesław Żurek polubili bohaterów, zapadła więc decyzja, by losy Singli kontynuować. Ponownie do współpracy zaproszeni zostali Marcin Szczygielski i reżyser Olaf Lubaszenko, a kolejna sztuka dostała dalekowschodni akcent - korporacja przechodzi w ręce japońskich właścicieli. - Ten temat pasuje do Japonii i zaczerpnęliśmy stamtąd sporo inspiracji. Panuje tam kult pracy, a wzorcowa postawa pracownika wobec szefa jest uległa - mówi Mariola Berg, która sama spędziła w Japonii pół roku i kraj ten jest jej bliski.

Single dużo podróżowały. Teatr My to teatr impresaryjny - nie ma swojego budynku, sztuki wystawiane są w różnych salach w Polsce i na świecie. - Właściwie od samego początku jeździliśmy. Z "Singlami i remiksami" byliśmy w Londynie, Dublinie, Nowym Jorku, Düsseldorfie i Chicago - wymienia producentka. Choć na widowni zasiada przede wszystkim Polonia, to w Londynie "Single i remiksy" grane były z angielskimi napisami, bo wśród widzów były mieszane pary. Londyńskim partnerem Teatru My jest firma Mixer Media Group, która dba o rozrywkę polskich londyńczyków. Koncerty polskich artystów czy kabaretów na Wyspach to już żadna nowość, ale jak przyznaje Robert Jasiewicz z Mixer Media Group, jeśli chodzi o sztuki, są pionierami. Na zaproszenie pana Roberta spektakl będzie grany w czerwcu  w Dublinie, a wcześniej w różnych miastach w Polsce, m.in. Gdańsku, Wejherowie, Tczewie, Grodzisku Mazowieckim, Sosnowcu, Katowicach i Krakowie.

"Single po japońsku" miały premierę w marcu 2016 roku i już miesiąc później Teatr My udał się ze spektaklami do Londynu. Jak przyznaje Mariola Berg tematyka poruszana w "Singlach" jest uniwersalna. - Korpo jest w różnych częściach świata, Londyn to dla "Singli" dobre miejsce. Tu jest dużo młodych ludzi, którzy pracują w korporacjach - mówi producentka. To spore przedsięwzięcie logistyczne - bogata scenografia i kostiumy przypłynęły promem i przyjechały samochodami, a aktorzy i ekipa przylecieli samolotami. W Londynie "Single" grane są w malowniczo położonym nad Tamizą Mermaid Theatre. Na tej samej scenie wcześniej gościli m.in. Pet Shop Boys wraz z BBC Sound Orchestra, Nigel Kennedy czy Josh Groban. Widownia, na której może zasiąść 600 osób, była w sobotni wieczór dwa razy zapełniona - obydwa londyńskie spektakle błyskawicznie się wyprzedały, a polska sztuka przyjęta została bardzo ciepło - aktorzy zostali nagrodzeni owacją na stojąco.

"Single po japońsku": terror w korporacji

Londyńska premiera "Singli po japońsku" w reżyserii Olafa Lubaszenki wywołała salwy śmiechu i owacje na stojąco, udowadniając, że korporacyjna rzeczywistość jest uniwersalna i doskonale zrozumiała tak w Polsce, jak i na Wyspach. Trudno też o lepsze miejsce dla tego spektaklu niż The Mermaid, teatr położonym między biznesowym City a West Endem.

Pierwsza produkcja Teatru My "Single i remiksy" to komedia o pracy w warszawskiej korporacji. Bohaterowie "Singli i remiksów" funkcjonowali w schizofrenicznej rzeczywistości, gdzie mąż i żona utrzymują, że są samotni, bo to zgodne z polityką firmy, a nawet widoczna ciąża jest tabu, jakby ignorowanie tematu miało sprawić, że zniknie. Sztuka autorstwa Mariusza Szczygielskiego w reżyserii Olafa Lubaszenko odniosła wielki sukces - uwypuklone absurdy korpo-świata znakomicie trafiły do dużej grupy nie tylko wielkomiejskich odbiorców, którzy w przerysowanych losach scenicznych bohaterów widzieli odbicie swoich własnych zmagań. Spektakl zagrano 300 razy w ciągu półtora roku i zapadła decyzja, by jeszcze nie żegnać się Singlami na zawsze.

"Single po japońsku" to kontynuacja losów czwórki pracowników warszawskiego wydawnictwa. Po intrygach i knowaniach z poprzedniej części, teraz to Joanna (Anna Mucha) jest prezeską zarządu firmy. Od pierwszej sceny wiemy jednak, że w jej królestwie nie dzieje się za dobrze. Budżet się nie spina, a na powierzchni utrzymują się tylko dzięki kolejnym zwolnieniom i drastycznym oszczędnościom, które Joanna wprowadza w życie rękami bezwolnego Nirka (Lesław Żurek). Małe dziecko wychowuje przez telefon, delegując zadania sztabowi niań, których imion nie może już spamiętać. Wsparciem nie jest też mąż i współpracownik Sebastian (Wojciech Medyński) - przytłoczony i przerażony sytuacją w pracy i domu, a przede wszystkim przewalutowanym na franki kredytem. Stojące na skraju bankructwa wydawnictwo zostaje przejęte przez nowego właściciela z Kraju Kwitnącej Wiśni. Niepewni swoich losów pracownicy wpadają w popłoch. Dotychczasowe sari (pozostałość po hinduskich właścicielach) trzeba zmienić na nowe mundurki - tylko gdzie w Warszawie kupić kimono? Naturalnie zmiany pójdą dalej - w biurze niczym demoniczny namiestnik zjawia się przedstawiciel nowego właściciela. Zamaskowany samuraj wprowadza nowe porządki, a od podwładnych wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Niebawem okazuje się, że nowy tajemniczy szef nie jest w biurze wcale taki nowy. W dodatku jak każdy w korporacji też nie ma swojego zwierzchnika.
Dla bohaterów "Singli po japońsku" świat ogranicza się do ich piętra w korporacyjnym biurowcu. Swoje eleganckie mieszkania w dobrych dzielnicach, kupione za pieniądze z kredytu, oglądają po zmroku. Podobnie z dziećmi - Joanna i Sebastian z zachwytem odkrywają, jak ich córeczka urosła, oglądając ją na ekranie komputera. Te wielkie wyrzeczenia muszą nieść ze sobą znaczące profity - władzę, wpływy czy wreszcie pieniądze. Szybko okazuje się, że w korporacji władza jest złudna i ulotna. Wszechmocny prezes ma nad sobą jeszcze jednego zwierzchnika. Zakres decyzji jest mocno ograniczony, a honoraria i tak idą na spłatę wielkiego kredytu. Bohaterowie mimo że ziszczają wizję wielkomiejskiego sukcesu, są tego sukcesu zakładnikami.

Salwy śmiechu u publiczności wywołuje korporacyjna nowomowa. Ten dziwny język pełen briefingów, pressingów i innych ingów, to coś, z czym bez wątpienia stykają się na co dzień. Są też żarty z hipsterów, jarmużu, nawiązania do internetowych memów czy polityczno-gastronomicznych skandali z pierwszych stron gazet. Są biurowe romanse, zdrady i intrygi. Siłą "Singli" jest bez wątpienia obsada - Mucha, Maciąg, Medyński i Żurek tworzą wyraziste postacie, które bawią, irytują i intrygują. Widać, że aktorzy bawią się swoimi rolami i słuchają siebie nawzajem. Dialogi są żywe, aktualne i dostosowane do lokalnej publiczności, co zostało owacyjnie odebrane przez widzów londyńskiego teatru.

"Single po japońsku" to lekka komedia pomyłek. Produkcja Teatru My ma przede wszystkim bawić. Sądząc po entuzjastycznych reakcjach publiczności, ten cel został w pełni zrealizowany. Nie da się jednak ukryć, że "Single po japońsku" trafnie wyłapują i prezentują niepokoje współczesnych korporatów, a właściwie większości młodych Polaków. A są to zmagania ekonomiczne, parcie na sukces czy próba pogodzenia kariery i macierzyństwa.

Intrygi pomagają przetrwać w korporacji?

Byliśmy z kamerą na próbach do spektaklu "Single po japońsku". Akcja sztuki rozgrywa się w korporacji. Czy odtwórczynie głównych ról - Anna Mucha i Katarzyna Maciąg, odnalazłyby się w pracy biurowej? Jakie cechy pomagają przetrwać w korporacji?

TOP
});